niedziela, 3 sierpnia 2014

Karma is a bitch (part II)

JUSTIN

Spojrzałem na zegarek, dochodziła 15:40 dlaczego Zayn jeszcze nas nie zawołał? Przecież zostawiłem ich samych około godziny temu. Austin chyba czytał mi w myślach
-Ej nie za cicho tam?- rzekł spoglądając na mnie- Poza tym coś długo to trwa...
-Ta masz racje. Chodźmy sprawdzić co u naszych gołąbeczków- słodko zagruchałem, a Austin zachichotał.
Podnieśliśmy nasze tyłki z kanapy i nieco chwiejnym krokiem ruszyliśmy do mojej i Perrie sypialni. Zapukałem do drzwi, cisza. Ponowiłem czynność i nadal nic. Nieco poirytowany przyłożyłem ucho do drzwi, cisza, było tylko słychać gwizdające powietrze.
-I co?- zapytał Austin
-Kompletna cisza, jakby ich tam...- zacisnąłem szczękę, a dłonie zwinąłem w pięści.
-Nie było- dokończył Austin- a to mały kutas- zaśmiał się.
Pociągnąłem za klamkę, drzwi nie chciały ustąpić.
-Co do chuja?!- zapytałem bardziej siebie niż kumpla.
-Zamknięte- mruknął.
-No chyba widzę kretynie!- warknąłem niezadowolony.
Ramieniem uderzyłem w drzwi, ani drgnęły, uderzyłem drugi i trzeci raz, nadal nic. Moje oczy pociemniały ze złości a paznokcie wbijały się w moja dłoń. Żyła na mojej szyi zaczęła pulsować. Wiedziałem, że uderzanie drzwi ramieniem nic nie da. Odsunąłem się nieco i z całej siły kopnąłem w drzwi, które w końcu upadły na ziemie. Rozejrzałem się po pokoju. Pusto. Tylko delikatne białe firanki powiewały na wietrze.
-Pomożesz mi jej szukać, nie?- oblizałem usta i spojrzałem na Mahone.
-Nie ma nic za darmo Bieber- powiedział stanowczo krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Czego chcesz?- zapytałem obojętnie.
-Perrie... na jeden dzień- powiedział jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Nie ma sprawy bro, jest twoja- przybiłem z nim piątkę.
-Jak zamierzasz ich znaleźć?- zapytał Austin po chwili.
-Zobaczysz- odpowiedziałem z wrednym uśmieszkiem i sięgnąłem po telefon, wybrałem numer i czekałem aż osoba po drugiej stronie odbierze- Yo Zac, tu Justin.
-Kope lat, bro. Co mogę dla ciebie zrobić? Oczywiście za drobna opłatą- powiedział chłopak.
-Namierz mi numer tego ćwoka Zayna. Ma się rozumieć, ile?
-Co ten idiota zrobił?
-Zwiał z moją dziewczyną- warknąłem- Ile? Nie mam czasu, chce go znaleźć i wyrwać mu jaja!
-5 tysięcy dolarów, przywieziesz mi je do bazy. Za 20 minut wyśle ci smsa gdzie jest.
-Jasne, dzięki stary. Yo- rozłączyłem się- To teraz pozostaje nam czekać. Ten gnój mi zapłaci za zbyt śmiałe posuniecie- zwróciłem się do kumpla i klepiąc go w plecy oznajmiłem, że wychodzimy.
Mahone'a zostawiłem w salonie a sam zszedłem do piwnicy by upewnić się, że mam wystarczającą ilość pieniędzy. Starannie przeliczałem 100$ banknoty. Idealnie, równe 5 tysięcy dolców. Telefon zawibrował w moich spodniach powiadamiając mnie o nowej wiadomości, szybko go wyciągnąłem i odblokowałem ekran.
"Roselvet Street 265, czekam na zapłatę. Zac"
"Jak znajdę gnoja"- wystukałem na klawiaturze.
Z głupkowatym uśmiechem wróciłem na górę.
-Mamy go, jedziemy- pociągnąłem za koszulkę Mahone'a podnosząc go do góry
-Skąd wiesz gdzie jest?- pokazałem mu wyświetlacz telefonu- To idiotyczne, schował się kilka ulic od waszego domu- zaśmiał się
-Nawet nie ma jaj żeby uciec z miasta- powiedziałem wsiadając do mojego czarnego BMW- mała dziwka- zaśmiałem się i odpaliłem wóz po czym ruszyłem w wyznaczone miejsce. Chwile później byliśmy u celu. Wysiedliśmy z auta. Naciągnąłem kaptur ma głowę by sprawiać wrażenie groźnego... w sumie takie wrażenie sprawiałem i bez nakrycia głowy.
-Już mi nie uciekniesz- mruknąłem do siebie popychając szklane drzwi.- Malik,meldował się tu takowy?- powiedziałem ostro do rcepcjonistki. Kobieta z przerażeniem przeglądała bazę danych.
-Przykro mi, niestety nikt taki się nie meldował- powiedziała z ciepłym uśmiechem.
-Dzięki- mruknąłem- pokręcę się tu chwile z kolegą- głupio się uśmiechnąłem.
Zaczęliśmy dokładnie przeszukiwać korytarze. W końcu wyszliśmy na zewnątrz i szukaliśmy wokół budynku.
-A to mały kutas- zadrwił Aus.
-Co?- zapytałem zaciekawiony.
-Patrz co znalazłem- chłopak ze śmietnika wyjął telefon Zayna.
-Przez tego chuja straciłem 5 tys dolarów!!- krzyknąłem poirytowany i kopnąłem w śmietnik.- Hej, hej- zawołałem za jakąś dziewczyną, a ona spojrzała na mnie- widziałaś Zayna? Wysoki, czarne włosy i zarost. Albo granatowe BMW...
-Nie- odpowiedziała krotko i odeszła.
Zaczepiłem jeszcze kilka osób, a moja irytacja wzrastała coraz bardziej. Nikt nie widział jego pieprzonego auta?! To niemożliwe! Przecież nie jest pieprzonym Batmanen w Batmobilu!
-Justin!- usłyszałem swoje imię i odwróciłem głowę w stronę z której usłyszałem głos.
-Co?- zapytałem- Skąd ty mnie znasz, nie utrzymuje kontaktu z ćpunami- z obrzydzeniem zlustrowałem mężczyznę siedzącego na krawężniku kilka metrów ode mnie.
-Chyba wiem coś, co cie interesuje- uśmiechnął się- Oj Justin, bracie,jak możesz nie pamiętać swojego dawnego przyjaciela i brata swojej dziewczyny??
-Mów- rozkazałem- John??! To ty?! Chłopie co ci się stało?- zapytałem z niedowierzeniem w głosie, moje oczy szeroko się otworzyły.
-Pojechali w tamtą stronę- John wskazał północ- Ta to ja, no wiesz rodzice zmarli i załamałem się, zacząłem ćpać i oto jestem- zaśmiał się drwiąc z samego siebie.
-Aż tak źle?- z lekkim współczuciem spojrzałem na dawnego przyjaciela, ręce schowałem w kieszenie.
-Jest coraz lepiej, pomału zbieram się z tego wszystkiego, ale wciąż mam problem z dragami- słabo się uśmiechnął- ale skończmy o mnie, co u ciebie Justin?- zapytał, podniósł się i podszedł trochę bliżej mnie. Jego nieświeży oddech dostał się do moich nozdrzy, lekko się skrzywiłem.
-Kurwa stary- pomachałem ręką przed twarzą w celu odpędzenia od siebie smrodu- U mnie hmm jakoś leci, jak widzisz Perrie zwiała mi z tym małym chujkiem, a teraz będziemy bawić się w kotka i myszkę.
-A to sukinsyn- mruknął John- To życzę ci powodzenia i cie nie zatrzymuje. Yo bro!- przybiliśmy piątkę i wraz z Ausem wsiedliśmy do pojazdu.
-Nie znajdziemy go. Mogą być wszędzie. Wiesz ile tam jest moteli?- jęknał Austin.
-Zachowujesz się jak mała cipa Austin, ciągle marudzisz. Ruszyłbyś tym swoim łbem i mi pomógł, bo jak na razie twoje pierdolenie nie jest niczym sensownym- powiedziałem i obdarzyłem przyjaciela nieco wrogim spojrzeniem. Uśmiechnąłem się zwycięsko kiedy zobaczyłem jak walczy z samym sobą by mi nie odpyskować. Świetnie wiedział, że jeżeli powiedział lub zrobił by coś, co mi się nie spodoba dostałby niezle bęcki.
-Dobry chłopczyk- zaśmiałem się i poczochrałem jego grzywkę.
Chłopak głośno przełknął ślinę i ze świstem wypuścił powietrze.
-Pieprz się Bieber- warknął.
Ponownie się zaśmiałem. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i z piskiem opon wyjechałem na ulice.
-Rozglądaj się za jego BMW Mahone- powiedziałem kiedy dotarliśmy do północnej części miasta
-Jasne- mruknął i zaczął się rozglądać- ale przecież mógł ukryć wóz...
-Przecież za tymi motelami nie ma gdzie, lasów ani parków w pobliżu też nie ma. Raczej go znajdziemy i to szybciej niż nam się wydaje.
-Jest!- pisnął Austin
-Haha stary co to było?! Pisnąłeś jak mała dziwka!- zaśmiałem się
-Zamknij się Justin. Wcale tak nie pisnąłem!- warknął.
-Nieważne, ruszaj dupę z auta- wysiadłem z samochodu zatrzaskując drzwi, po czym udałem się w stronę motelu, a za mną dreptał Austin. Wszedłem do motelu mocno otwierając drzwi, recepcjonistka skarciła mnie wzrokiem.- Malik jest tu?- zapytałem podchodząc do lady.
-Niestety nie mogę udzielić panu takiej informacji- powiedziała spokojnie.
-Słuchaj no- uderzyłem dłonią w ladę, a kobieta podskoczyła- tu jest kretyn który zabrał mi dziewczynę, więc mi powiedz suko czy on tu jest!!- krzyknąłem
-N- nie mogę- recepcjonistka spojrzała na mnie wystraszona.
-Eh niech ci będzie- łobuzersko się uśmiechnąłem kiedy dostrzegłem kubek z kawą na niej biurku- my poczekamy na kolegę na zewnątrz- skierowałem się w stronę drzwi- aha i nic się tu nie wydarzyło jasne?- powiedziałem wychodząc, kątem oka dostrzegłem jak kobieta lekko kiwa głową po czym znika za jakimiś drzwiami.- Wracamy bro- gwałtownie się odwróciłem i szybko podszedłem do biurka na którym stała kawa kobiety. Do kubka wrzuciłem małą tabletkę.
-Co to jest?- zapytał Austin.
-Pigułka gwałtu- wzruszyłem ramionami- kucaj!- pociągnąłem go za koszulkę w dół, a recepcjonistka w tym momencie wyszła z pomieszczenia i sięgnęła po kubek.
Nie musiałem długo czekać aż kobieta upadnie. Szybko wstałem i przeskakując ladę dorwałem się do komputera. W odpowiednim programie wpisałem nazwisko Zayna, po czym wyskoczył mi numer drzwi jego pokoju.
-Mam cie!- uśmiechnąłem się dumnie- Idziemy Mahone. Ruszyłem na drugie piętro do pokoju 14. Lekko zastukałem w drzwi.
-Idę!- krzyknął Zayn. Drzwi otworzyły się- O kurwa!
-Też się ciesze, że cie widzę Zayn- mocno uderzyłem chłopaka w nos- Austin idź po Perrie!
Mahone wbiegł do środka i po chwili trzymał już dziewczynę, która zaczęła płakać. Z desperacją uderzała w klatkę Austina, jednak on nie dawał za wygraną i mocno ją trzymał. Malik upadł na podłogę.
-Walcz śmieciu! Miałeś odwagę uciec z moją dziewczyną to teraz mnie uderz, pokaz jaki z ciebie macho- zakpiłem
-Chciałem ją od ciebie uwolnić gnoju!- chłopak mocno przywalił mi w brzuch, a następnie kolanem w nos- Traktujesz ją jak dziwkę, jak rzecz. Jesteś chujem Bieber. Może i jesteś moim kumplem ale zawsze gardziłem tymi, którzy zabawiają się dziewczynami!
-Oh przestań pierdolić Malik!- chwyciłem go za koszulkę i mocno przycisnąłem do ściany, łokciem trzymając jego szyje- Jesteś cipą Zayn. Mała pieprzoną cipką. Narażasz własne życie dla jakiejś suki? To śmieszne!- kopnąłem go w krocze, a następnie znów uderzyłem w twarz. Dłonie kumpla zaciskały się wokół mojej reki przytrzymującej jego szyje- Zdechniesz za nią- powiedziawszy to odwróciłem chłopaka tyłem do siebie, z kieszeni spodni wyciągnąłem nóż i przeciąłem nim rdzeń kręgowy chłopaka. Puściłem jego ciało ,które bezwładnie upadło na ziemie.



PERRIE

-Niee! Zayn!- głosśy krzyk wydostał się z moich ust- Jak mogłeś?! On był twoim przyjacielem!! Jesteś nikim Justin!- wyszarpałam się z objęć zszokowanego Austina i podeszłam do Justina- Jesteś śmieciem! Nie w takim chłopaku się zakochałam- krzyknęłam uderzając Biebera w policzek. Moja pewność siebie mnie zaskoczyła.
-Oh zamknij sie suko, przyszedlem tu po ciebie, a nie po to zeby sluchac twojego jebanego skomlenia- krzyknal Justin uderzajac mnie w twarz, po czym nozem przejechal po wczesniej wykonanej przez Austina ranie.
Z bolem w oczach spojrzalam na Justina a nastepnie upadlam na ziemie. Z rozcietej rany wyplywala krew, a ja desperacko myslalam co zrobic zeby przestalo tak strasznie bolec. Z moich oczu wyplywaly gorzkie lzy. Dlaczego on to zrobil? Przeciez nic mu sie zrobilam. Dlaczego zabil Zayna? Spojrzalam na martwe cialo chlopaka i zanioslam sie jeszcze wiekszym placzem.
-Idziemy- rzekl lodowato Justin, podniosl martwego Zayna i ruszyl przed siebie, a Austin za nim.
-Justin...- spojrzalam na niego- nie moge chodzic- moje oczy znow sie zaszklily.
-Moge ja wziac- powiedzial Austin i zrobil krok w moja strone
-Nie- Bizzle zatrzymal go gestem reki- moze isc, nic jej nie bedzie- powiedzial obojetnie.
-Ale...- jeknelam
-Mozesz isc sama- odparl i znow ruszyl w strone wyjscia z motelu.
Placzac jakos podnioslam sie, mocniej okrylam sie kurtka Zayna i zaczelam stawiac male kroki. Rozciecie strasznie mnie bolalo co nie ulatwialo mi chodzenia. Krew nadal lala sie po wewnetrznej stronie mojego uda.
-Austin...- zalkalam- pomoz mi, prosze Cie- spojrzalam w jego oczy
-Okej- mruknal, szybko do mnie podszedl i ostroznie wzial mnie na rece po czym dorownujac tempem  Justinowi wyszedl z budynku i ostroznie posadzil mnie na tylnym siedzeniu w samochodzie
-Siedz z nia- powiedzial Justin wrzucajac Zayna do bagaznika.
Austin skina glowa i wykonal polecenie.
Bieber szybko ruszyl z trawnika i wyjechal na ulice. Szybko przemierzal drogi Miami. Po kilku minutach zatrzymal sie na moscie. Z przerazeniem patrzylam na poczynania swojego chlopaka. Justin wyszedl z auta i otworzyl bagaznik, z ktorego wyciagnal Zayna. Podszed do balustrady a nastepnie wrzucil cialo do wody, a wraz z nim noz ktorym dokonal zbrodni. Z kamienna twarza podszedl do samochodu, drzwi po mojej stronie gwaltownie sie otworzyly, a Justin chwycil mnie za wlosy doslownie wyszarpujac z pojazdu.
-Co robisz- powiedzialam, czulam jak w moim gardle rosnie gula utrudniajaca mowienie.
-Czas na ciebie dziwko- Justin poslam mi grozny usmiech
-Zabijesz mnie?- powiedzialam ledwo slyszalnie
-No co ty skarbie, twoja mala cipka jest zbyt dobra zeby cie zabic- powiedzial usmiechajac sie "pocieszajaco"- teraz po prostu zaplacisz za to ze bylas niegrzeczna dziewczynka i ucieklas z Zaynem- mowiac to Justin mocno uderzyl piescia w moja twarz, glosno krzyknelam z bolu- stary rzuc mi procenty!- zwrocil sie do Austina, a po chwili trzymal w reku wodke, lobuzersko sie usmiechnal. Wzial mnie na rece i po chwili polozyl na masce samochodu. Jezykiem przejechal po skorze na mojej szyi po czym lekko ja przygryzl i zaczal ja ssac
-Wiesz, ze nienawidze kiedy jestes ubrana skarbie- oderwal sie ode mnie po czym zdarl moje ubrania.
Przysunal mnie nieco blizej i mocno rozlozyl moje nogi, powodujac straszny bol mojej ponownie rozerwanej rany, stal miedzy moimi nogami tak ze nie mialam mozliwosci zlozenia ich. To bylo kurewsko ponizajace.
-Austin chodz tu- rozkazal, chlopak w mgnieniu oka pojawil sie obok Biebera- czyz ta cipka nie jest stworzona do ruchania?- zapytal oblizujac usta.
-Oh kurwa jest idealna bro- zielonooki niepewnie wyciagnal reke i palcami musnal moja lechtaczke.
-Woah woah Mahone ty napalencu- Justin zartobliwie szturchnal Ausa w ramie- poczekaj, najpierw sie z nia rozprawie a pozniej bedziesz mogl ja pieprzyc
-Jasne- szeroko sie usmiechnal.
Justin poslal mi wrogie spojrzenie i odkrecil butelke. Wpatrywal sie w rozciecie na mojej nodze po czym  przechylil butelke i troche jej zawartosci wylalo sie na moja
rane
-Kurwa! Zostaw!- glosno krzyknelam probujac odepchnac go od siebie, lzy wyplynely z moich oczu.
-Nie skarbie- powiedzial chlodno i znow wodka rozlala sie po mojej nodze-Trzymaj ja Aus- chlopak wykonal polecenie i przcisnal moje nadgarstki do maski. Kolana Justina wbijaly sie w moje lydki.
-Justin! Prosze zostaw mnie! Justin prosze! Ja nie chce! Prosze!- krzyczalam rozpaczliwie placzac, z calych sil staralam sie oswobodzic.
-Zamknij sie mala dziwko jesli nie chcesz zeby ten oto pan- z kieszeni spodni wyciagnal jakis ostro zakonczony przedmiot- zapoznal sie z twoja mala cipka, ktora osobiscie ubostwiam, ale jesli bedzie trzeba to skrzywdze cie bardziej- mocno uderzyl mnie w glowe, nastepnie mocno pociagnal mnie w dol. Upadlam glowa uderzajac o przedni zderzak. Justin kopnal mnie kilka razy w brzuch i butem przygniotl mi dlon. Przerazliwy pisk wydobyl sie z moich ust
-Stary chce miec co ruchac wieczorem!!- krzyknal Mahone. W tym momencie bylam Austinowi wdzieczna za wypowiedzenie tych slow, gdyz Bieber przestal. Kopnal mnie ostatni raz w glowe, i odszedl. Powiedzial cos do Ausa ale nie zrozumialam co, w glowie mi szumialo a przed oczami mialam czarno. Po chwili moje powieki zamknely sie. Zemdlalam.
Kiedy sie obudzilam poczulam straszny bol. Moja glowe rozsadzalo, a rozcieta noga piekla niemilosiernie. Lzy znow naplynely mi do oczu. Ja juz tak dalej nie wytrzymam. Nie moge tak zyc. Musze wydostac sie z tego piekla. Nie chce byc gwalcona ani bita, nie mam zamiaru juz dluzej robic za czyjas zabaweczke. Chce zyc normalnie, miec kochajacego chlopaka i rodzine. Szybko podnioslam sie z lozka ale upadlam. Bylam zbyt slaba na cokolwiek ale nie moglam zwlekac z ucieczka. Dochodzi 21 czyli prawdopodobnie nikogo nie ma w domu, a Mahome zaraz po mnie przyjedzie. Pieprzony sukinsyn. Wiedzialam, ze jest gownem ale nie myslalam, ze az takim, myslalam, ze powie Justinowi, ze przesadza ale nie on stal z boku z kamienna twarza jak jakis pierdolony posag. Zebralam w sobie sile i podnioslam sie z lozka, z trudem podeszlam do szuflady, z ktorej wyciagnelam stringi, naciagnelam na siebie koszulke i dresy Justina po czym podeszlam do okna. Upewniajac sie ze z zadnej strony nie nadjezdza zaden samochod usiadlam na parapecie i z trudem przelozylam nogi. Bylam cholernie obolala wiec nawet zeskoczenie z parapetu sprawialo mi trudnosc. Mocno zacisnelam zeby i skoczylam. Przeklnelam pod nosem kiedy stracilam rownowage i upadlam na trawinik. Znow zrobilo mi sie czarno
-Perrie?- uslyszalam znajomy glos, jednak w tej chwili nie bylam w stanie go rozpoznac. Moim oczom ukazala sie sylwetka Mahone'a
-Zostaw mnie, prosze. Chce umrzec- jeknelam zrozpaczona i znow zemdlalam.

Nobody's Pov

-Przepraszam Perrie, nie powinienem byl cie krzywdzic i pozwalac na to Justinowi. Jestem samolbnym dupkiem, ktory mysli tylko o tym gdzie wsadzic swojego kutasa- powiedzial ponuro chlopak podnoszac bezwladne cialo dziewczyny po czym ulozyl je na tylnych siedzaniach swojego Range Rovera. Szybko obiegl samochod i zajal miejsce kierowcy, przekrecajac kluczyk w stacyjce wyjechal na droge. Budynki szybko migaly mu przed oczami. Austin nie dbal o predkosc ani o przepisy. W tej chwili chcial tylko dowiezc Perrie cala do szpitala. Bylo mu strasznie glupio, ze potraktowal ja w ten sposob. Zastanawial sie dlaczego to musialo sie wydarzyc, dlaczego Perrie musiala uciec z Zaynem, dlaczego musial umrzec i dlaczego Perrie musiala zostac tak powaznie pobita i okaleczona zeby przejzal na oczy, ze jego najlepszy kumpel to tyran i pieprzony skurwysyn.
-Gdybym tylko mogl to cofnalbym czas i nie dopuscil do tego zeby cie tak skrzywdzil, nie zaslugujesz na to Perrie- powiedzial spogladajac na dziewczyne w lusterku. Kiedy na nia patrzyl mial ochote wrocic pod dom Justina i wyrwac mu te pieprzone jaja, chcial zeby cierpial tak samo jak jego dziewczyna. Zreszta sam mial wyrzuty sumienia, ze chcial wziac ta biedna blondynke do siebie i zabawiac sie nia caly dzien. Chcialo mu mu sie rzygac na sama mysl. Austin skrecil w prawo i zaparkowal samochod przed budynkiem szpitala. Ostroznie wzial dziewczyne na rece i szybko wszedl do budynku.
-Co sie stalo?- zapytala pielegniarka
-Zostala zgwalcona, powaznie pobita i ma glebokie rozciecie na pol uda- powiedzial spokojnie Austin.
-Jesli mozsz zanies ja do pokoju 120, lekarz zaraz tam przyjdzie i sie nia zajmie
-Jasne, dzieki- chlopak poslal pielegniarce lekki usmiech i ruszyl we wskazanym przez nia kierunku- Wszystko bedzie dobrze mala, zobaczysz. Juz nikt cie nie skrzywdzi- powiedzial tulac jej drobniutkie cialo do swojej klatki.



PERRIE

-Gdzie jestem?- mruknelam, lekko otworzylam oczy a swiatlo dzienne drazmilo je.
-W szpitalu- odpowiedzial chlopak
-Idz stad! Odejdz! Zostaw mnie!- krzyknelam spogladajac na chlopaka, lzy zaszklily sie w moich oczach.
-Nie boj sie, nic ci nie zrobie- chlopak poslal mi lekki usmiech
-Pewnie Justin kazal ci mnie pilnowac- prychnelam- obaj jestescie dupkami!
-Wiem i bardzo cie przepraszam, ze ci nie pomoglem, zrobilem to za pozno. Za pozno przejzalem na oczy. Dopiero gdy upadlas na trawnik dotarlo do mnie jak bardzo wykorzystywana jestes- powiedzial ze skrucha- przykro mi ze tak sie to wszystko potoczylo- spuscil wzrok.
-Austin... to nie twoja wina, Justin sie nie zmieni i oboje swietnie o tym wiemy- slabo sie usmiechnelam
-Powinnas zlozyc na niego donos. Powinien zaplacic za to co ci zrobil...- chlopak spojrzal na mnie i oblizal usta.
-Nie, nie, nie, nie moge. Ja go kocham i nie zniose mysli ze siedzi za kratami przeze mnie- po moim policzku splynela lza.
-Ale zrozum, ze on cie krzywdzil. Jak mozesz kochac go po tym co ci zrobil??!- zapytal z niedowierzeniem zielonooki- Ja czuje sie okropnie z mysla, ze cie skrzywdzilem, a on? Nie okazuje zadnej skruchy, jestes jego dziwka Perrie. Czy tak zachowuje sie osoba, ktora cie kocha? Po za tym robisz to dla wlasnego dobra- cieplo sie usmiechnal.
-Wiem, ze mnie krzywdzil Austin, ale ja go kocham i nie bede w stanie wyslac go za kratki- spuscilam wzrok i zaczelam bawic sie rombkiem koszuli szpitalnej- Nie chce go stracic- zalkalam- Ale on mnie kocha i ja to wiem! Justin nie jest zlym czlowiekiem....
-On jest potworem Perrie! Zrozum to wreszcie!- krzyknal siadajac na brzegu mojego lozka- Ten czlowiek jest umyslowo chory. Juz tyle razy pobil cie do nieprzytomnosci, tyle razy cie zgwalcil, zabil Zayna,co jeszcze musi zrobic zebys zauwazyla, ze to potwor??! Chcesz byc nastepna? Chcesz byc nastepna osoba, ktora zabije?! Po za tym to co zrobil dzisiaj.. on byl swiadom tego co robi, celowo sprawil zebys cierpiala. Nie rozumiesz, ze on napaja sie ludzkim cierpieniem??!- krzyczal Austin szarpiac za koncowki swoich wlosow- On cie nie kocha, on nie potrafi kochac Perrie- dodal nieco ciszej. Zszokowana spojrzalam na niego.
-Austin... ale ja nie jestem w stanie byc taka suka zeby wsadzic go za kratki, rozumiesz to?!- krzyknelam i usiadlam na lozku- zrozum, ze ja go kocham i nie wazne co mi zrobi ja bede go kochac. Po za tym co cie obchodzi moje gowniane zycie, huh? Kiedy potrzebowalam pomocy nie udzieliles mi jej, a teraz zgrywasz wielkiego ksiecia na bialym rumaku!! To smieszne i zalosne!- zasmialam sie kpiaco.
-Kurwa dziewczyno masz 20 lat, a zachowujesz sie jak gowniara z gimnazjum! Czyli chroniac siebie jestes suka? Czy ty sie w ogole slyszysz?!- zasmial sie- Moze i jest smieszne i zalosne, ale wiesz co? Rownie dobrze moglem zabrac cie do siebie i pieprzyc cie przez 24h! Ale nie zrobilem tego! A wiesz czemu, co?- spojrzal na mnie pytajaco
-Nie, nie wiem- odparlam cicho
-Bo przejzalem na oczy Perrie i ty tez powinnas! Wiem, ze go kochasz, ja tez, kocham go jak brata, bo znamy sie od bardzo dawna, ale Per oboje wiemy, ze lepiej bedzie kiedy ten dupek pojdzie siedziec! Chcesz zeby gwalcil inne dziewczyny?
-Austin- zalkalam, lzy zaczyly splywac po moich policzkach. Przytulilam sie do chlopaka, a on uspakajaco glaskal mnie po glowie- masz racje, jestem slepa przez milosc, ale wiem tez, ze Justin zle postepuje. Nie chce zeby inne dziewczyny cierpialy- spojrzalam zapuchnietymi oczami na bruneta- A co jesli on wyda ciebie? Wiesz, polubilam cie, mimo, ze mnie skrzywdziles i nie chce zostawac tu sama- przygryzlam warge
-Spokojnie mala, nic mi nie bedzie- chlopak usmiechnal sie i polaskotal mnie po brzuchu- teoretycznie mozesz powiedziec, ze on klamie. Poczekaj musze zadzwonic po fukcjonariuszy zanim sie rozmyslisz- zachichotal.
Chlopak wyciagnal z kieszeni telefon i wybral numer na kompende.
-Co to ma kurwa byc?- uslyszalam krzyk Justina i gwaltownie odwrocilam glowe w jego strone- Miales ja pieprzyc Mahone!
-Sluchaj Bieber- Austin podszedl do chlopaka wytykajac go palcem- to, ze zgwalcilem ja raz, nie oznacza, ze juz zawsze bede takim chujem jak ty!
-Zamknij morde Mahone, albo skonczysz jak Zayn Dupek Malik, rozumiemy sie?- powiedzial Justin z krzywym usmieszkiem na twarzy.
-Justin, co ty tutaj  robisz?- pisnelam
-Oh przejezdzalem tedy kiedy spostrzeglem samichod Austina- rzekl brazowooki jakby to byla najbardziej oczywista rzecz na swiecie- a teraz mala suko wyrucham cie jak nigdy!- Justin wyminal Austina i podszedl do mojego lozka. Koldre ktora bylam przykryta zrzucil na podloge, a nastepnie rozdarl moja koszule
-Zostaw ja!- warknal Austin
-Bo co mi zrobisz? Uderzysz?!- zakpil- Och nie, daruj mi zycie- pisnal Justin udajac wystraszonego po czym wybuchl smiechem
-Chcesz ja zgwalcic? Okej, ale nie kiedy ja tu jestem dupku- Mahone zaakcentowal ostatnie slowo i splunal na twarz Justina
-Ty maly pierdolony chuju!- Bizzle otarl twarz- Dobrze, wiec juz cie tu nie ma- wskazal drzwi
-Na prawde myslisz, ze stad wyjde?- Austin zasmial sie sztucznie- Wiedzialem, ze jestes glubi, ale nie myslalem, ze az tak- zakpil.
-Nie, po prostu myslalem, ze jestes na tyle rozwazny by opuscic to pomieszczenie bez bojki, ale skoro chcesz zebym obil ci morde, prosze bardzo- Justin przekrecil glowe w prawo i lewo, co spowodowalo ze jego szyja strzelila, to samo zrobil z rekami.
Biebs zadal mocny cios w nos Ausa. W odwecie Justin oberwal piescia w brzuch i kolanem w nos. Z przerazeniem patrzylam na chlopcow. Wiedzialam, ze Aus nie jest tak dobry jak Justin w bojkach, wiec mial mniejsze szanse na wygrana.
-Przestancie!- pisnelam przerazona.
-Zamknij sie dziwko!- warknal Justin posylajac mi grozne spojrzenie po czym wzrok przeniosl na Mahona i wrednie sie usmiechnal- Postaram sie zebys kurwa przestal oddychac, bo jestes jak pierdolony robal, wszedzie sie wpieprzasz- Justin chwycil Austina za koszulke, wrogo spojrzal w jego oczy a nastepnie mocno poochnal go na parapet.
-Ty skurwielu- jeknal Austin wykrzywiajac twarz z bolu- Nie skrzywdzisz jej- chlopak z trudem wyprostowal sie i szybko doskoczyl do Justina chwytajac jego nadgarstek a nastepnie wykrecil go do tylu. Z gardla Biebera wydostal sie glosny syk.
-Przestancie powiedzialam!- krzyknelam.
-Chyba kazalem ci sie zamknac, co mam zrobic zebyc sie w koncu uciszyla?!- warknal Justin- oh juz wiem! Wsadze swojego kutasa do twojej niewyparzonej mordy!!- Justin lokciem uderzyl Mahone'a w bok, z latwoscia obrocil sie wykrecajac reke chlopaka i przerzucil go przez swoje ramie
-Boze, Austin!- zakrylam dlonia usta. Jego twarz wykrzywila sie w bolu, a z ust wydolyl sie glosny, dlugi jek.
-Spokojnie, nic mi nie bedzie Perrie- poslal mi slaby usmiech.
-Mysle, ze z toba skonczylem- krzyknal Justin kopiac przyjaciela w bok
-Justin zostaw ja!- powiedzial stanowczo Aus.
-A co mi zrobisz? Uderzysz mnie? Jestes slaby Mahone- Bieber podszedl do mojego lozka- witaj kochanie, nawet nie wiesz jak bardzo sie za toba stesknilem- lobuzersko sie usmiechnal, jego dlon spoczywala na mojej piersi i czule ja piescila
-Zostaw mnie!- krzyknelam energicznie zrzucajac z siebie jego reke.
Justin wywrocil oczami i glosno westchnal. Usiadl na mnie okrakiem, jego jedna reka piescila moj biust, a druga zabawial sie z moja muszelka.
-Justin zostaw, prosze!- lzy zaszklily sie w moich oczach. Nie mialam co liczyc na pomoc Austina, ktory powoli czolgal sie do lozka obok- Zrob ze mna wszystko co chcesz ale nie gwalc mnie, prosze Justin!- jeknelam zalosnie, a on mocniej zaczal masowac moja kobiecosc
-Chce cie pieprzyc skarbie-warknal mi do ucha- sama powiedzialas,ze moge zrobic z toba co chce- Justin szybko rozpial swoje spodnie i zdjal bokserki- teraz sie zabawimy skarbie- lobuzersko sie usmiechnal, gwaltownie we mnie wszedl, szybko poruszal  biodrami co dprawialo mi bol
-Austin, pomoz mi, prosze!- krzyknelam z rozpacza i spojrzalam na chlopaka
-Przepraszam- wysapal i oklapl na lozko
Z twarzy Biebera nie znikal glupkowaty usmiech. Z calych sil probowalam sie bronic bijac oraz kopiac Justina ale tylko pogarszalam sprawe. Lzy laly sie po moich policzkach. Nagle do pokoju weszli dwaj policjanci, ktorzy szybko oderwali Biebera ode mnie. Speszona podnioslam koldre i okrylam sie nia.
-Panie Bieber, jest Pan aresztowany pod zazutem wielokrotnego gwaltu, znecania sie fizycznego i psychicznego na swojej dziewczynie oraz za zabojstwo z zimna krwia- jeden z policjantow zakul chlopaka w kajdanki.
-Ty mala suko! To wszystko twoja wina! Zobaczysz, kiedy wyjde bede ruchal cie dopkoki nie umrzesz, slyszysz?!- brazowooki szarpal sie probujac wyrwac sie funkcjonariuszom
-Raczej Pan nie wyjdzie, panskie wykroczenia sa zbyt wysokie by mogl Pan prosic o lagodniejsza kare...- powiedzial stanowczo wysoki czarny mezczyzna
-Moze i moja, ale nie chce byc dalej traktowana jak zabawka, rozumiesz?!- wstalam z lozka i podeszlam do zatrzymanego-Jestes nic nie wartym smieciem, ktory w koncu trafi tam gdzie jego miejsce!- krzyknelam- choc raz moglbys okazac troche skruchy i przeprosic, ale po co? Przeciez twoja duma i honor ucierpi- zasmialam sie ironicznie- ty ich nawet nie masz, jestes taki wielki odwazniak, ale kiedy trzeba przyznac sie do bledu cala twoja odwaga znika!- krzyczalam, a lzy splywaly mi po policzkach- Dlaczego tak sie zmieniles?- smutno spojrzalam w oczy chlopaka- Kiedys byles dobrym, kochajacym, uroczym romantycznym Justinem, a teraz? Teraz nawet nie moge nazwac cie czlowiekiem...- otarlam lze splywajaca po moim policzku
-Perrie ja...ja... masz racje- Justin spuscil glowe- jestem smieciem i zasluguje na kare za to wszystko co zrobilem- podniosl wzrok i spojrzal na mnie- Nie wiem co we mnie wstapilo, nigdy nie chcialem, zebys cierpiala...a jednak cierpialas i to przeze mnie. Wiem, ze to co zrobilem jest niewybaczalne ale postaraj sie mi wybaczyc skarbie, prosze- na chwile zacisnal powieki.
Bylo mi go cholernie zal ale co mialam zrobic? Przeciez tego nie odwolam.
-Nigdy ci tego nie wybacze Justin. Kochalam cie , a ty tak mnie potraktowales...
-Ja ciebie tez kocham Perrie i juz zawsze bede- slabo sie usmiechnal- Rozumiem, ze nie chcesz zyc z takim tyranem jak ja... sam nie chce ze soba zyc- pokreci glowa smiejac sie- Ale kiedy trafie do pudla wiesz co mi bedzie pomagalo?- pokrecilam glowa- To ze w koncu bedziesz szczesliwa. Kazdego dnia mysl o tobie bedzie mi pomagac kochanie... Perrie, mozesz cos zrobic?- mruknal smutno
-Co?
-Pocaluj mnie ostatni raz zanim odejde na zawsze- slabo sie usmiechnal
Zmieszana podeszlam blizej chlopaka i zlozylam na jego ustach dlugiego soczystego buziaka. Spojrzalam w jego oczy. Dopiero teraz spostrzeglam, ze wyrazaja one smutek i skruche. Bylo mi go cholernie za,l ale tylko tak moglam sie od niego uwolnic. Objelam ga rekami i mocno przytulilam.
-Bedzie dobrze kochanie, trzymaj sie- Justin szeroko sie usmiechnal- umm Austin, bro... ciebie tez przepraszam. Opiekuj sie nia!
-Jasne Justin, masz to jak w banku- zapewnil Austin szeroko sie usmiechajac.
-Idziemy- policjanci szarpneli Justina i skierowali sie do wyjscia.
Dopiero teraz dotarlo do mnie co zrobiam, pozwolilam mu odejsc. Stracilam go. Polozylam sie na swoim lozku i zaczekam szlochc w poduszke. Wiem, ze mnie bardzo krzywdzil ale mimo to kochalam go i nadsl kocham i bardzo trudno jest mi sie z tym pogodzic. Nie wiem jak sobie z tym poradze, to bedzie cholernie trudne.




Kilka miesiecy pozniej.

Kiedy zabrali Justina natychmiast zrobilo sie glosno o tym co zrobil i jak mnie traktowal. Prasa i media o tym huczaly przez dobry tydzien jak nie dluzej. Przeciez staralam sie zapomniec, a oni mi to utrudniali! Podczas rozprawy sedzia orzekl iz Justin musi dostac dozywocie, przeciez on ma dopiero 21 lat a juz ma zmarnowane zycie, eh. Z Austinem nadal utrzymuje kontakt... a raczej z nim pomieszkuje, pomaga mi sie nie zalamac po tym wszystkim.
Rozsiadlam sie wygodnie na sofie obok przyjaciela i wlaczylam telewizje, akurat lecialy wiadomosci.
-Kilka miesiecy temu zostal aresztowany niejaki Justin Bieber za gwalt i znecanie sie nad swoja dziewczyna. Dzis rano znaleziono go martwego w jego celi. Jak podaje ochroniarz mezczyzna popelnil samobojstwo. W rece trzymal swoje zdjecie z ukochana oraz zwinieta kartke papieru, jej tresc brzmi nastepujaco:
"Droga Perrie
Wiem, ze tego nie przeczytasz ale przed smiercia musze powiedziec kilka ostatnich slow. Bardzo chcialbym przeprosic cie za moje zachowanie, zaluje, ze tak sie stalo. Mialem plany na nasze wspolne zycie, chcialem ci sie oswiadczyc, zalozyc z toba rodzine i miec wspanialy duzy dom w Miami. Pierscionek kupilem jakis czas temu, schowalem go w swojej szufladzie w sypialni. Moglem dac ci wszystko czego zapragnelas. Do konca zycia moglas nalezec do mnie, moglem cieszyc sie toba, ale musialem wszystko spieprzyc, jeden glupi blad przekreslil wszystko. Bylem naiwny myslac, ze gdy wstapie do gangu to bede mial duze dochody... w sumie nie szedlem tam z zamiarem zabijania ludzi, w ogole nie wiem po co tam szedlem, ale kiedy chcialem odejsc, no coz, od tego nie ma drogi powrotnej. Powiedzieli, ze beda mnie obserwowac i puszcza mnie pod warunkiem, ze stane sie tyranem i bede cie gwalcil i znecal sie nad toba. Tylko Austin i Zayn byli wtajemniczeni. Tak bardzo chcialbym wszystko naprawic, cofnac ten pieprzony czas ale nie moge, jestem bezsilny. Tak bardzo brakuje mi twojego szczerego usmiechu, twoich slicznych oczu... brakuje mi ciebie Perrie, brakuje mi chwil kiedy zylismy tylko naszym uczuciem. Mam nadzieje, ze teraz jestes szczesliwa kochanie. Zegnaj na zawsze, bede czekal.

Twoj na zawsze kochajacy
Justin."
-Nie to nie prawda! On zyje!- zanioslam sie placzem! Gwaltownie podnioslam sie z sofy i ruszylam do sypialni, po drodze niszczylam wszystko co napotkalam na swojej drodze. Austin podbiegl do mnie i mocno przytulil, z calej sily uderzalam w jego klatke piersiowa
-Pusc mnie! Pusc, slyszysz?!- krzyczalam zanoszac sie placzem
-Shhh Perrie- chlopak uspakajajaco glaskal mnie po glowie.
Po chwili udalo mi sie wyrwac z jego uscisku. Otworzylam drzwi naszej sypialni i rozejrzalam sie po niej, wszystko bylo takie samo jak tamtego dnia. Od tamtego wydarzenia nie wchodzilam do tego pokoju. Wzielam gleboki oddech i podeszlam do szafki nocnej Justina. Otworzylam szufladke, przegrzebalam jego rzeczy by w koncu znalezc to co mnie interesowalo. Chwycilam male czerwone pudeleczko i otworzymam je. Moim oczom ukazal sie sliczny pierscionek z diamentem, bez zastanowienia zalozylam go na palec, na mojej twarzy na chwile pojawil sie slaby usmiech. Przez glowe przelatywalo mi tysiace mysli i obrazow w jaki sposob Justin mogl mi sie oswiadczyc, kazda z tych mysli rozrywala mnie od srodka. Moj chlopak mial problemy i nie powiedzial mi o tym, zamiast tego wolal mnie krzywdzic, zapewnie wiedzial, ze wczesniej czy pozniej skonczy za kratami. Tak bardzo chcialam sie do niego przytulic, poczuc jego zapach, jego silne dlonie oplatajace moja tale, jego usta na moich, tak bardzo chcialam zobaczyc jego czekoladowe oczy, jego usmiech, ktory przyprawial mnie o miliardy motylkow w brzuchu. Chce tak wiele a nie moge dostac nic. Tesknota za kims kogo kochamy to najgorsze z mozliwych uczyc, wiec po co tesknic?  Szybko wyszlam z sypialni i poszlam do kuchni. Pewna tego co chce zrobic chwycilam noz i powiedzialam
-Nie zostawie cie tam samego, ide do ciebie. Nie chce tesknic Justin- przystawilam narzedzie do gardla
-Perrie, odloz to!- krzyknal przerazony Austin, podbiegajac do mnie.
-Chce umrzec, chce byc z Justinem, rozumiesz?- krzyknelam zdesperowana.
-Rozumiem skarbie, ale to nie najlepszy sposob. On jest z toba, jest w twoim sercu- powoli wyciagnal reke i chwycil za raczke noza ostroznie wysuwajac go z mojej dloni. Spojrzalam na chlopaka po czym rzucilam mu sie na szyje i zanioslam sie jeszcze wiekszym placzem. Mocno mierzwilam jego koszulke, lzami moczylam jej przod, a on stal i mocno tulil mnie do siebie
-Wszystko bedzie dobrze, zobaczysz- szepnal mi do ucha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz