Kate
Gdy Richard zatrzymał się pod budynkiem, nerwowo przełknęłam ślinę. Moment, którego bałam się najbardziej już od kilku dobrych miesięcy właśnie nastąpił. Dla innych nowa szkoła to nowy start, nowi znajomi, nowe szanse, jednak ja nie widziałam tego w tak kolorowych barwach. Wyprowadzając się z Chicago i wprowadzając się do L.A. musiałam zostawić wszystko co miałam: przyjaciół, rodzinę, dom, chłopaka. To był dla mnie na prawdę wielki cios. Nie wyobrażałam sobie życia bez nich, nie potrafiłam tego.
(...) Z rozważań wyrwał mnie niski głos partnera mojej mamy:
-Chyba powinnaś już iść skarbie, ale zobaczysz wszystko będzie dobrze
Z obrzydzeniem spojrzałam na mężczyznę. Za kogo on się do cholery uważa żeby nazywać mnie "skarbem"?! Prawo do tego ma jedynie mój prawdziwy tata, który musiał odejść po tym jak ten dupek Richard uwiódł moją mamę. Miałam dość patrzenia na tę jego fałszywą twarz, więc w pośpiechu wyszłam z samochodu mocno trzaskając drzwiami i skierowałam się w stronę liceum. Z każdym krokiem moje serce biło coraz szybciej a ręce niekontrolowanie się trzęsły. W momencie gdy stanęłam przed wielkimi drzwiami szkoły zakręciło mi się w głowie. Na prawdę nie miałam ochoty tam wchodzić, lecz nie było już odwrotu. Ponadto szła za mną grupka chłopaków których z reguły się unika więc natychmiast pociągnęłam za klamkę by tylko nie dopuścić do spotkania z nimi. Przekroczyłam próg i znalazłam się na wielkim korytarzu pełnym uczniów. Przygryzłam wargę i ruszyłam przed siebie. Starałam się nie zwracać uwagi na wszystkie ciekawskie i niezbyt uprzejme spojrzenia i docinki. Moim jedynym celem było dotarcie do sali numer 16, zaszycie się w kącie, włożenie słuchawek do uszu i odpłynięcie w swój własny niedostępny dla innych świat.
Justin
Zadzwonił dzwonek, a ludzie zaczęli się pchać do klasy jak jakieś zwierzęta. Każdy zajął swoje miejsce. Nauczycielka zaczęła kolejno wyczytywać nazwiska z listy.
-Evans!!- wrzasnęła kobieta
-Jestem!- odkrzyknęła dziewczyna-przepraszam, zgubiłam się
-Siadaj!
-Tak jest!-powiedziała speszona i zajęła ławkę przede mną.
-Uważaj na nią, to stara maruda-powiedziałem do "nowej"
-Dzięki-posłała mi wymuszony uśmiech.
Hmm mógłbym sądzić, ze coś jest nie tak, ale to nie moja sprawa, wiec nie będę wtrącać się w jej życie. Lekcja historii strasznie mi się nudziła, chwyciłem długopis i zacząłem uderzać nim o ramie dziewczyny-człowiek z nudów robi głupie rzeczy.
-Możesz przestać?!-odwróciła się jednocześnie zabierając mi długopis.-Próbuje się skupić!- syknęła.
-Nie denerwuj się tak-podniosłem ręce w geście obrony-Nudzi mi się-westchnąłem.
-I?-zapytała unosząc brew.
-Oddasz mi długopis? Chciałbym się czymś...
-Zamknąć się tam z tylu!-krzyknęła historyczka
-Uhuhu milutka-dziewczyna podała mi długopis.
Wyrwałem kartkę z zeszytu i napisałem na niej:
"Cześć :3 Jestem Justin, a ty? :)" i podałem dziewczynie. Spojrzała na mnie jak na debila, ale oddala mi ją, z odpowiedzią
"Cześć. Jeśli tak bardzo Cie to interesuje to jestem Kate :) Milo poznać"
Uśmiechnąłem się sam do siebie i odpisałem
"mnie również :P mogę zadać kilka pytań?"-pokazałem jej kartkę, a ona skinęła głową.
"Skąd jesteś i co lubisz robić w wolnych chwilach?"
Jak się okazało Kate była z Chicago, super! Uwielbiałem to miasto! No i lubiła potańczyć i posłuchać muzyki. Hmm zupełnie tak jak ja. Jako ze jest nowa postanowiłem wziąć ja pod swoje skrzydła i oprowadzić po szkole.
Kate
Na początku myślałam, że Justin jest zwykłym burakiem, jednak po kilku przerwach spędzonych w jego towarzystwie śmiało mogę powiedzieć, że jest całkiem fajnym gościem. Nie mogłam uwierzyć w to, że już w pierwszym dniu szkoły Poznałam kogoś takiego jak on, kochającego muzykę i taniec ponad życie.
-Masz już jakieś plany na dzisiejsze popołudnie shawty?- zapytał Justin z promiennym uśmiechem na twarzy
-Hmm dzisiaj lecę moim prywatnym odrzutowcem na Hawaje spotkać się z moją najlepszą przyjaciółką Beyonce, a ty?- zapytałam próbując powstrzymać się od śmiechu
-A ja lecę sobie do mojego kumpla ufoludka z Marsa- odpowiedział sarkastycznie chłopak
-Oh jakie my mamy znajomości- powiedziałam i po chwili wybuchłam śmiechem.
Justin posłał mi to swoje "troskliwe" spojrzenie i zrobił to samo co ja. Śmialiśmy się z siebie dobre 10 min.
-A tak na serio to co dzisiaj robisz?- spytał Justin
-Nie wiem, raczej nie mam żadnych planów- wyznałam wzruszając ramionami
-Już masz- odpowiedział brunet i obdarzył mnie zadziornym uśmieszkiem.
Justin
Wyszliśmy ze szkoły i ruszyliśmy w stronę mojego czerwonego Porsche.
-To twoje?!-zapytała zdziwiona.
W odpowiedzi obkręciłem klucze na palcu i otworzyłem jej drzwi. Obszedłem auto i zająłem miejsce kierowcy, przekręciłem kluczyk w stacyjce i wyjechałem na ulice ze szkolnego parkingu.
-Dokąd mnie zabierasz?-zapytała nie odrywając wzroku od małego ekranu telefonu- Kurwa, zaś się zaciął!- uderzyła nim o kokpit.
-Ej, cholera uważaj!-krzyknąłem, na co dziewczyna podskoczyła i wyszeptała "przepraszam". - Okej tylko nie zepsuj mi tej fury! Jedziemy na plażę-wyszczerzyłem się.
Po kilku minutach dotarliśmy na miejsce. Zamknąłem autko i ruszyliśmy przed siebie piaszczysta plaza, oświetleni blaskiem słońca. Morskie fale przyjemnie głaskały nas po gołych stopach.
-Więc dlaczego się tu przeprowadziłaś?- zapytałem po dłuższej chwili niezręcznego milczenia
-To skomplikowane- westchnęła
-A w zasadzie wcale nie- szybko dodała zmieniając wyraz twarzy z obojętnego na rozwścieczony - to wina partnera mojej mamy, pieprzonego dupka Richarda, znam go dopiero niecałe 2 lata, a już muszę podporządkować jemu całe swoje życie, dostał tutaj pracę i w mgnieniu oka przekabacił moją mamę tak, że w tydzień wszystkie formalności związane z wyprowadzką zostały załatwione, nie miałam nic do gadania, nie dali mi nawet czasu na oswojenie się z myślą, że będę musiała zostawić wszystko i wszystkich. To cholernie bolało i wciąż boli- powiedziała ze smutkiem wpatrując się w wzburzony ocean
-Rozumiem i bardzo Ci współczuję- odparłem
-Dziękuję za te miłe słowa ale nie sądzę żebyś rozumiał sytuację w której się teraz znajduję.
-A skąd wiesz? - Spytałem ponuro wpatrując się w jej twarz.
- Ty...ty.. też....?- wydukała speszona.
-Tak ja też. Wiesz, nie jest łatwo patrzeć jak Twoi rodzice kłócą się każdego dnia o byle co, a potem matka oświadcza ci, ze wyprowadzasz się na drugi koniec kraju. To było dla mnie szczególnie trudne, ponieważ mój przyjaciel- zawiesiłem głos i wziąłem głęboki wdech przywołując wspomnienia sprzed kilku lat- był chory na raka.
-Współczuję ci Justin-dziewczyna położyła rękę na moim ramieniu.
-Dzięki- posłałem jej uśmiech i zmieniłem temat naszej rozmowy-Umm słuchaj, pamiętasz jak na biologii pani Benson mówiła o jutrzejszej dyskotece?- podrapałem się nerwowo po karku.
-No pamiętam, a co?- spojrzała na mnie promienie się uśmiechając.
-No bo wiesz pomyślałem, ze może pójdziemy razem....chyba, że nie chcesz. A jeśli tak to super, a jak nie to nie ma problemu- zacząłem gadać bez sensu jak ostatni idiota. Ugh ja to zawsze wiem kiedy się zbłaźnić.
-Okej, z chęcią- zachichotała.
-To super. Umm chyba powinniśmy się zbierać jest... -wyciągnąłem telefon ze spodni i spojrzałem na wyświetlacz- Co?! 18! Siedzimy już tutaj od prawie 4h!
Kate
Następny dzień w szkole zleciał bardzo szybko. Spędziłam go całego oczywiście z Justinem.
-Przyjadę po Ciebie o 16, okej? - Spytał Bizzle z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy.
uwielbiałam ten jego promienny uśmiech. Jego usta były takie malinowe, pełne, jego zęby takie białe, proste, nieskazitelne. A jego oczy to jeden wielki ocean czekolady, w którym topiłam się za każdym razem gdy na niego spojrzałam. Jego włosy miały piękny kasztanowy odcień, przeważnie były idealnie ułożone na żelu, jednak czasami, tak jak wczoraj na plaży, roztrzepane we wszystkie możliwe strony- takie najbardziej lubiłam.
-Hallo, ziemia do Kate- zawołał Justin śmiejąc się i machając mi ręką przed oczami.
-Umm, tak o 16 będzie idealnie - powiedziałam speszona i spuściłam wzrok
-To ja już pójdę - oznajmiłam nadal czując się bardzo głupio
-Do zobaczenia Justin - nie patrząc już więcej w stronę chłopaka szybko otworzyłam drzwi od samochodu i wydostałam się z tego rozpraszającego miejsca, chciałam udać się do domu, jednak brunet zatrzymał mnie jeszcze na chwilę
-Hey shawty, nie bądź taka speszona, mi też nierzadko zdarza się odpłynąć w twoim towarzystwie - wyznał Justin i puścił mi oczko
-Aye- powiedział i odjechał cały czas się uśmiechając.
(...) Gdy tylko wyszłam spod prysznica i weszłam do pokoju, podeszłam do szafy. Otworzyłam drzwiczki i moim oczom ukazały się przeróżne ubrania, od czarnych skórzanych rockowych spodni po kolorowe zwiewne sukienki. Jedynym plusem przeprowadzki do LA Był właśnie ten "mały" prezent od Richarda w postaci zabrania mnie na największe zakupy w całym moim życiu i kupienia mi wszystkiego czego tylko zapragnę. Oczywiście wielką głupotą byłoby nie skorzystanie z takiej okazji, więc pomimo tego jak bardzo zła wtedy byłam na niego i matkę to zdecydowałam się na tą "łapówkę". Teraz nie miałam więc większego problemu z wyborem ubioru. Sięgnęłam w głąb szafy i wydostałam z niej szare pudełko. Otworzyłam je i wyciągnęłam łososiową obcisłą sukienkę.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i szybko pobiegłam znów do łazienki. Sprawnie przyciągnęłam sukienkę przez głowę i spojrzałam w lustro. Wyglądałam całkiem nieźle, no oprócz włosów które były w kompletnym nieładzie. Natychmiast się za nie zabrałam. Przeczesałam kilka razy szczotką i zaczęłam nawijać pojedyncze pasma na lokówkę. Moje myśli natychmiast znów odpłynęły. To szaleństwo że znam Justina dopiero 2 dni, a już rozumiemy się jak starzy przyjaciele, a może nie jak przyjaciele, może to coś więcej... Kto wie... Ale 2 dni?! To zdecydowanie za mało żeby kogoś dobrze poznać, ale przecież mam jeszcze całe życie przed sobą i nic i nikt nie stoi na przeszkodzie mojej relacji z Bizzle... będzie dobrze. Gdy skończyłam układać włosy wyjęłam tusz do rzęs, błyszczyk i cienie z kosmetyczki, zaczęłam drobną metamorfozę.
Justin
Odwiozłem Kate do domu i wróciłem do siebie.
-Jestem!- krzyknąłem wchodząc do domu.
-Masz obiad, siadaj- powiedziała mama, a ja posłusznie wykonałem polecenie.
-Pyszny, dziękuję-odsunąłem się od stołu, odłożyłem talerz do zmywarki i poszedłem do swojego pokoju.
Miałem jakieś 2h, poszedłem pod prysznic. Kiedy wyszedłem stanąłem przed szafa i głowiłem się co ubrać. Nie myślcie sobie, ze zachowuje się jak baba i stroje się przez godzinę przed lustrem, po prostu dbam o wygląd. Po namyśle wyciągnąłem biały t-shirt z dekoltem w serek, czarne spodnie z krokiem miedzy kolanami, czarne supry i zloty łańcuszek z krzyżem. Wróciłem do łazienki i postawiłem włosy na żelu, wolałem nie wyglądać tak jak wczoraj na plaży. Sięgnąłem po telefon i sprawdziłem godzinę. Dochodziła 15.20. Zbiegłem po schodach i w biegu chwytając skórzaną kurtkę i kluczyki wybiegłem na dwór. Wsiadłem do auta i ruszyłem w stronę domu Kate. (...) Gdy dotarłem na miejsce zatrąbiłem, a dziewczyna po chwili wyszła z domu. -Wow! - powiedziałem kiedy dziewczyna wsiadła do wozu.
-Jest aż tak źle?!-zapytała.
-Nie, no co ty! Wyglądasz sek... znaczy ślicznie- oblizałem wargę i dalej wpatrywałem się w nią.
-Dzięki. Justin-pomachała dłonią przed moja twarzą- jedźmy już-zachichotała.
Ruszyliśmy w kierunku szkoły. Nie mogłem skupić się na jeździe, wyglądała tak mega seksownie! Rozpraszała mnie, próbowałem na nią nie patrzeć ale cholera nie umiałem.
-Coś nie tak?- zapytała w końcu.
-Nie, nie wszystko okej tylko...
-Tylko co?-zmarszczyła brwi.
-Nie mogę oderwać od ciebie wzroku- oblizałem wargi.
-No to mowie, ze wyglądam źle!
-A jeśli powiem, ze jest inaczej?- uśmiechnąłem się i szybko na nią spojrzałem.
-Czyli jak wyglądam według ciebie, co?-zapytała marszcząc brwi.
-Seksownie- mruknąłem tak by nie usłyszała.
-Co? Nie usłyszałam.
-Seksownie- powtórzyłem nieco głośniej, mimo to Kate posłała mi pytające spojrzenie- Wyglądasz seksownie, okej?- zacisnąłem ręce na kierownicy i poprawiłem się w fotelu.
-Co?!-uśmiechnęła się zadziornie.
-Proszę nie każ mi tego powtarzać- dźgnąłem ja palcem miedzy zebra.
-Dzięki- uśmiechnęła się szeroko, a ja odwzajemniłem ten gest.
-No to jesteśmy na miejscu!- szybko wysiadłem z auta, obiegłem je i otworzyłem drzwi Kate.
-Madam- wyprostowałem się i zgiąłem prawą rękę, a Kate chwyciła mnie za nią.
Weszliśmy do szkoły i swoje kroki skierowaliśmy prosto na dużą salę gimnastyczną. Była tu już chyba cala szkoła! Witałem się z kumplami, a oni posyłali mi znaczące spojrzenia. Podeszliśmy do dużego stołu zastawionego przekąskami i piciem. Nalałem nam pączu sącząc go powoli rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
-Zatańczysz?- odłożyłem kubek.
Dziewczyna złapała moją dłoń i wyszliśmy na parkiet. Puszczono Ylvis'a i jego przebój "What does the fox say". Każdy z nas bujał się we własnym rytmie, co jakiś czas popychając lub nadeptując na drugą osobę. Jednak trzeba przyznać, ze ja i Kate tańczyliśmy najlepiej, bo mieliśmy lepsze wyczucie rytmu niż reszta.
-Odbijany- usłyszałem głos kumpla i Kate już obok nie było.
Zabawa trwała w najlepsze, każdy z nas świetnie się bawił, zwłaszcza Ci którym udało się przemycić alkohol.
-Justin- Kate dotknęła mojego ramienia- słabo mi, pójdę się przewietrzyć.
-Iść z tobą?- zapytałem z wyczuwalna w głosie troską.-Jest ciemno i w ogóle.
-Nie Justin, nie musisz- posłała mi uśmiech i zaczęła przeciskać się między nastolatkami w stronę wyjścia.
-Okej- mruknąłem do siebie, choć wolałbym iść z nią.
Martwiłem się. Wróciłem do zabawy, wciąż myśląc o Kate. Kiedy po 10 minutach dziewczyny wciąż nie było, zszedłem do szatni po kurtkę, której ku mojemu zaskoczeniu tam nie było. Pewnie moja seksowna... no właśnie kim dla mnie była? Koleżanką? Przyjaciółką? W każdym bądź razie pewnie ona ja wzięła. Pchnąłem ciężkie szkolne drzwi i podmuch zimnego powietrza uderzył o moje rozgrzane ciało.
-Shawty gdzie jesteś?- powiedziałem głośno, a do moich uszu dobiegł dziewczęcy krzyk.-Kurwa mać!- szepnąłem do siebie i cicho pobiegłem w miejsce skąd dochodziły krzyki.
Kate
Gdy tylko otworzyłam drzwi uderzył we mnie zimny, zbyt zimny podmuch powietrza. Wróciłam więc szybko do szatni i zabrałam skórzaną kurtkę Justina. Narzuciłam ją na ramiona i wyszłam z budynku.
-Tak, tego potrzebowałam- powiedziałam sama do siebie głęboko oddychając świeżym powietrzem. Wszędzie było ciemno jednak postanowiłam wybrać się na mały spacer po parku położonym tuż przy szkole. Skierowałam się w jego stronę cały czas patrząc na gwiazdy. Nagle poczułam jak ktoś dość mocno uderza mnie czymś ciężkim w głowę. Na chwilę straciłam przytomność lecz po kilkudziesięciu sekundach znów ją odzyskałam. Nie do końca wiedziałam co się ze mną dzieje. Strasznie kręciło mi się w głowie, jednak mogłam zorientować się, że coś jest nie w porządku. Gdy tylko odzyskałam jako taką świadomość zobaczyłam, że jakiś zamaskowany facet szarpie mnie niemiłosiernie i próbuje ściągnąć ze mnie sukienkę. Byłam w szoku i natychmiast zaczęłam go bić i kopać jak najmocniej mogłam. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy.
-Puść mnie!!! - krzyknęłam zrozpaczona -puszczaj!!- wrzasnęłam jeszcze głośniej przeraźliwie płacząc lecz on mnie nie posłuchał. Zdarł ze mnie sukienkę i zabrał się za moje majtki
-Kurwa, zostaw mnie!!! - krzyczałam dławiąc się łzami
Próbowałam zasłonić moje miejsce intymne dłońmi jednak facet wbił mi paznokcie w nadgarstki i odciągnął moje ręce jak najdalej mógł. Wyjął swojego przyjaciela ze spodni i włożył do mojej waginy. Poczułam cholerny ból rozchodzący się po całym moim ciele
-Proszę przestań, proszę - wręcz błagałam faceta krzycząc jak najgłośniej umiałam, jednak on jeszcze bardziej zwiększył szybkość i siłę swoich ruchów Próbowałam mu się wyrwać, lecz byłam za słaba. Łzy leciały z moich oczu strumieniami.
-Kurwa, przestań- zacisnęłam powieki z bólu i w tym momencie ktoś wbiegł między krzaki powalając faceta na ziemię. Zemdlałam.
Justin
-Co kur...-wrzasnął ten popieprzeniec
-Zabije cie gołymi rękoma skurwielu!- rzuciłem się na niego z pięściami- Już kurwa nigdy nie tkniesz żadnej dziewczyny! Rozumiesz?!- kopnąłem go w krocze.
-Aaaa kurwa mać!- syknął z bólu i przybrał pozycje embrionalną
-Cieszę się, że zrozumiałeś dupku- szczególny nacisk dałem na ostatnie słowo.
Podniosłem Kate i jej rzeczy i szybko pobiegłem do auta.
-Kate, słońce obudź się- klepałem ją po twarzy- Kate słyszysz mnie?
-Zimno- mruknęła- Co się stało? I dlaczego wszystko mnie boli?
Oplotłem dziewczynę ramionami i energicznie pocierałem jej plecy, po czym założyłem jej moją kurtkę.
- Cieplej ci?
-Odpowiedz na pytanie! W ogóle czemu jestem rozebrana?! Justin co ty zrobiłeś?
-Nic! Kate to nie ja. Wyszłaś ze szkoły i poszłaś do parku. Zwariowałaś?! O tej godzinie! Jakby to... zostałaś zgwałcona...- zacisnąłem powieki i wypuściłem powietrze.
Po policzkach dziewczyny spływał wodospad łez. Przytuliłem ją mocno i pocałowałem we włosy.
-Shhh nie płacz, proszę- bujałem nas w przód i tył- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
-Nic nie będzie! - zacisnęła dłoń na mojej koszulce- Przepraszam- mruknęła.
-Co?! Nie masz za co to nie twoja wina. Powinienem pójść za Tobą, a nie bawić się w najlepsze. Co za dupek!- podniosłem się i kopnąłem w kolo.- Kate nie ważne co będzie, ja zawsze będę Cię chronił!
Kate
-Hej Kate, wiem, że bardzo źle się czujesz, powinniśmy już jechać, musimy się udać do szpitala
-Nie chcę - cicho wydukałam
-Wiem, że nie chcesz, jednak jesteś w stanie krytycznym, muszą Ci pomóc- powiedział Justin z troską w głosie. Podniósł palcem mój podbródek i spojrzał mi głęboko w oczy.
Widziałam jak w kącikach jego oczu pojawiają się łzy. Z trudem przełknął ślinę i spuścił głowę.
-Kate wyglądasz okropnie i czujesz się pewnie jeszcze gorzej, musimy jechać do szpitala
-Nie musimy - powiedziałam stanowczo
-Na prawdę nie chcę tam jechać Justin, proszę zostaw mnie w spokoju- wyznałam cicho popłakując
-Nie ma mowy, nigdy Cię nie zostawię - powiedział chłopak Obejmując mnie jeszcze mocniej - a teraz pojedziemy, nie do szpitala, lecz do mojego domu, zaufaj mi
Brunet pocałował mnie w czoło i delikatnie ułożył na tylnych siedzeniach swojego samochodu. Przykrył mnie kocem i udał się na miejsce kierowcy.
*
Kilka tygodni później
Jak zawsze po szkole siedzieliśmy z Justinem w jego pokoju i po prostu rozmawialiśmy. Od czasu do czasu Bizzle przynosił gitarę i uczył mnie na niej grać. Nie byłam dobrą uczennicą, nauka wszystkiego do czego się zabrałam sprawiała mi Trudność. Dlaczego? Ponieważ nie mogłam się na niczym skupić, co chwilę w mojej głowie pojawiały się coraz to nowe urywki z tamtego zdarzenia. To było okropne, przypomniałam sobie już prawie wszystko, każdy szczegół. Na prawdę trudno było mi z tym żyć, do tego o gwałcie wiedział tylko Justin. Chłopak bardzo mi pomógł. Na początku przez kilka dni przechował mnie w swoim domu, moja matka i Richard i tak wyjechali wtedy do Miami więc nie było problemu. Później po prostu był przy mnie, przytulał, wysłuchiwał, pocieszał. Przez te kilka tygodni stał się dla mnie wszystkim i chyba nigdy nie zdołam mu się odwdzięczyć.
(...) - Hej Justin chodź tu na chwilę - zawołałam szeroko się uśmiechając
Chłopak natychmiast zostawił swoją gitarę i usiadł na kanapie obejmując mnie ramieniem. - Popatrz - powiedziałam- zawsze chciałeś zobaczyć moich znajomych z Chicago, oto oni- wskazałam ręką na laptopa, na którym widniało zdjęcie moich przyjaciółek i byłego chłopaka.
-Wyglądają na fajnych ludzi- odparł Justin całując mnie w czoło
-Bo tacy są- wyznałam cały czas się uśmiechając
Jeszcze raz spojrzałam na fotografię i nagle coś uderzyło we mnie od środka.
-Nie, to nie może być prawda - wydukałam tępo wpatrując się w ekran
-Co się stało? - Zapytał zaniepokojony Justin, lecz w tamtym momencie nie byłam w stanie nic mu odpowiedzieć. Przybliżyłam zdjęcie i kolejny raz na nie zerknęłam. Łzy pojawiły się w moich oczach. Sięgnęłam po torebkę i zaczęłam ją nerwowo przeszukiwać. Gdy znalazłam mój telefon szybko go odblokowałam i weszłam w kontakty. Nacisnęłam numer pierwszej osoby z listy i drżącymi rękami przyłożyłam urządzenie do ucha. Po chwili z słuchawki usłyszałam radosne "cześć" lecz nawet nie odpowiedziałam tylko od razu przeszłam do rzeczy: Czy Drake wybierał się w ostatnim czasie do LA?- spytałam zdenerwowana
-Tak, z tego co wiem to był tam na urodzinach u kumpla, miał też wpaść do Ciebie - odparła nieco zdezorientowana koleżanka
-A kiedy to było?
-Jakieś 3 tygodnie temu, w piątek, z tego co pamiętam, a coś się stało?
Po tych słowach doznałam wielkiego szoku. Telefon wypadł mi z ręki i z hukiem uderzył o podłogę. Nie mogłam w to uwierzyć.
-Kate, powiedz co się stało! - Powiedział stanowczo zaniepokojony Justin
-To on mi to zrobił - cicho wydukałam pokazując palcem na zdjęcie mojego ex- Drake'a.
Łzy zaczęły strumieniami spływać po moich policzkach.
-Ale jak to? Skąd wiesz?
-On...on... Widzisz ten tatuaż? - Spytałam dławiąc się od płaczu - Czaszka z rogami na brzuchu a pod spodem napis "Hidden Devil" taką samą miał gwałciciel, dokładnie w tym samym miejscu...to..to.. stało się w piątek 2 września, w tym samym dniu Drake był w LA...
Justin
-Pewna jesteś?- zapytałem przytulając dziewczynę.-Mnóstwo chłopaków może mieć taki tatuaż
-Tak, jestem pewna! Byłam z nim w studiu tatuażu! Po za tym był wtedy w LA. Nie wydaje mi się żeby to był przypadek.
-Co za skurwiel!- splunąłem i mocno zacisnąłem szczękę-Skarbie musisz to zgłosić na policję! Nie możesz tak tego zostawić!
-Nie!- brunetka energicznie potrząsnęła głową.-Nie chce opowiadać o tym po raz kolejny. To zbyt wiele.
-Cholera Kate ten jebany dupek bardzo Cie skrzywdził! On powinien siedzieć, a nie wygrzewać swoją dupę w Chicago!
-Nie!!- krzyknęła zrozpaczona- Obiecaj mi ze nie pójdziesz z tym na policje, proszę- spojrzała na mnie maślanymi oczkami
-Ale Kate...
-Obiecaj!
-Dobrze, ale nie zostawię tak tego- westchnąłem zrezygnowany.-Daj telefon- wyciągnąłem rękę
-Po co?!- dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona ale podała mi go.
Przejrzałem jej kontakty i w końcu znalazłem to co chciałem. Wpisałem numer w swój telefon i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
-Halo?- odezwał się głos po drugiej stronie.
-Drake?- nie czekałem na odpowiedź- Jesteś dupkiem! Wykręciłbym ci te twoje zasrane jaja i z zadowoleniem patrzyłbym jak cierpisz tak jak twoja była dziewczyna teraz!
-Oh co u mojego skarba?- zapytał ignorując moja groźbę
-I ty masz czelność pytać co u niej, po tym wszystkim co jej zrobiłeś?! Swoimi własnymi rekami cię zabije!- krzyknąłem
-Kim jesteś i skąd masz mój numer dupku? - splunął
-To najmniej istotne! Trzymaj się z dala o Kate!
Rozłączyłem się i posłałem telefon na drugi koniec pokoju.
-Po co to zrobiłeś?!- zapytała bacznie mi się przyglądając.
-Bo... bo powinien wiedzieć, co o nim myślę- Tak na prawdę sam nie wiedziałem dlaczego zadzwoniłem do Drake'a- Jest jebanym dupkiem, któremu z chęcią pomógłbym przestać oddychać!- Nie jesteś jego zabawką! Dupek...
Mój monolog przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Podniosłem telefon z podłogi i przeczytałem wiadomość:
"zajebiście pieprzyło się tą małą sukę. Drake"
Zacisnąłem szczękę, a ręce zacisnąłem w pięści, zamknąłem oczy i oddychałem ciężko próbując się uspokoić, bo obawiałem się, że zaraz zdemoluje dom jak Diabeł Tasmanski z Zwariowanych Melodii! Krew się we mnie gotowała, a para wylatywała mi uszami.
-Co się stało Justin?- dziewczyna położyła mi rękę na ramieniu.
-Nic- mruknąłem i chciałem schować telefon ale dziewczyna zauważyła treść wiadomości i ponownie wybuchła płaczem.
-Zabije tego gnoja!- przytuliłem brunetkę i pocałowałem we włosy.- Lece do Chicago! Podasz mi laptopa słońce?
Szybko zarezerwowałem najbliższy lot do Chicago, który był już za dwa dni.
-Po co to robisz?!- zapytała
-Żeby rozprawić się z tym dupkiem! Przecież powiedziałem że będę Cię chronić i dotrzymam słowa.
-I co masz zamiar zrobić?
-Zabić gnoja- uśmiechnąłem się.
Dziewczyna westchnęła i położyła się na łóżku. Odniosłem wrażenie, ze coś ją trapiło. A jeśli coś trapiło ją to mnie też.
-Co jest?- pochyliłem się nad dziewczyną kładąc ręce obok jej głowy.-Tylko nie kłam.
-Nie wiem czy powinnam Ci o tym mówić po tym co chcesz zrobić z Drake'em. Szczerze to mnie to przeraża...
-Yy tak, powinnaś, bo jesteśmy przyjaciółmi. Nie będę zły jeśli o to ci chodzi.
-No bo....bo... chyba jestem w ciąży- nerwowo przygryzła wnętrze policzka.
-Kurwa, że co?! Kto jest ojcem, skoro my... no wiesz.
-No kurwa pomyśl!- wyrzuciła ręce w górę, przypadkowo mnie uderzając.
-Nie! On?! Koleś jest już- przejechałem palcem po szyi-martwy. I co chcesz z tym zrobić?
-Sama nie wiem. Z jednej strony to dziecko powstało w wyniku gwałtu i chciałabym je...usunąć, ale z drugiej strony to też jest istota żywa i ma prawo żyć.
-No niby tak, ale pomyśl czy przez resztę życia chcesz patrzeć na kogoś, kto jest owocem złego czynu jakiegoś dupka, który traktuje dziewczynę jak szmatę? Każda decyzja jaką podejmiesz będzie dobra- posłałem dziewczynie szeroki uśmiech.
-Nie wiem... Na razie staram się zapomnieć o tamtym dniu. Niekoniecznie musi tak być Justin.
-Umm Kate...- przygryzłem wargę
-Co?- uniosla brwi do góry.
-No bo wiesz...jakbyś jednak urodziła to dziecko to bym Ci pomógł je wychowywać. Jeśli byś chciała oczywiście! Taka pomoc przyjacielska.- spojrzałem w jej błękitne oczy
-Dziękuję Justin- dziewczyna lekko uniosła głowę i pocałowała mnie w usta, a ja pogłębiłem pocałunek.
Tak wiem, że nie powinienem tego robić, bo to tylko przyjaciółka, ale no cholera nie mogłem się powstrzymać! Ręce położyłem na biodrach dziewczyny, a pocałunkami zjechałem na szyję i miejsce za uchem. Kate wydawała ciche jęki zadowolenia. Prawa ręka wsunęła się pod bluzkę przyjaciółki i rysowała rozmaite wzorki na jej brzuchu.
-Justin...-mruknęła
-Tak skarbie?- odpowiedziałem między pocałunkami
-Nie powinniśmy tego robić- rzekła stanowczo.
-Umm tak, masz rację. Przepraszam, chyba mnie podniosło...trochę- oderwałem się od niej i nerwowo podrapałem się po karku.
-Nie szkodzi, wybaczam- zachichotała- Chodzimy już spać, jestem zmęczona.
Zdjąłem ubrania i położyłem się obok dziewczyny. Czyż to nie dziwne, że śpię z przyjaciółką w jednym łóżku? Ale cóż, tego wymagała sytuacja. Oczywiście mogła spać w pokoju gościnnym, ale nocami miewała koszmary, tamto zdarzenie powracało do niej w snach. Ktoś musiał być przy niej, ktoś musiał ją uspokoić.
-Dobranoc- szepnąłem i zgasiłem lampkę.
-Dobranoc Bizzle.
Kate
Pomimo tego że byłam bardzo zmęczona nie mogłam zasnąć. Ciągle myślałam o zdarzeniu, które miało miejsce przed chwilą. Teoretycznie Justin jest dla mnie tylko przyjacielem, jednak w praktyce czuję że to coś więcej. Jest przede wszystkim moim aniołem stróżem, który zawsze jest przy mnie i za wszelką cenę chce mnie chronić przed całym złem tego świata. Myślę, że miewa wyrzuty sumienia, że wtedy za mną nie poszedł. Często w nocy gdy myśli że śpię, siada na łóżku i wpatrując się we mnie szeptem przeprasza mnie za to wszystko. Robi to oczywiście niesłusznie. Sama wtedy go prosiłam, żeby został w szkole. To była moja, nie do końca przemyślana decyzja i na pewno to nie jest jego wina. Powtarzam mu to na okrągło, jednak on nie chce mnie słuchać i ciągle się zadręcza. Ostatnio zauważyłam też, że między mną a Justinem jest chemia. Z resztą była już od początku naszej znajomości, lecz teraz się nasiliła. Kocham tego chłopaka najmocniej ze wszystkich ludzi na świecie. Nie myślcie, że nie kocham swoich rodziców. Darzę ich tym uczuciem, jednak w nieco inny sposób. Justinowi mogę wszystko powiedzieć, nie muszę a raczej nie potrafię niczego przed nim ukrywać. Jest moją bratnią duszą, rozumiemy się bez słów i uwierzcie, na prawdę nie chciałam przerywać dzisiaj tego cudownego momentu, jednak coś mnie powstrzymało. Jest jeszcze za wcześnie. Nie mogłabym zapomnieć o gwałcie i spokojnie dać się ponieść, to jak na razie za trudne. Poza tym boję się tego wyjazdu Justina do Chicago, a jeżeli on na prawdę zabije Drake'a? Co wtedy będzie? Jak się wtedy z tego wszystkiego wyplącze? Przecież wsadzą go do więzienia i stracę go na kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, a ja nie mogę go stracić, bo jeżeli stracę go, stracę wszystko. Gdyby nie Bizzle pewnie już nie byłoby mnie na tym świecie, nie poradziłabym sobie z ogromem tego zdarzenia. Muszę przemówić mu do rozsądku.
-Justin- powiedziałam szeptem
-Tak kochanie? - Chłopak objął mnie mocniej ramionami i pocałował w czoło
-Obiecasz mi coś?
-Zależy co
-Proszę, jeżeli mnie kochasz to po po prostu powiedz "obiecuję"
-No dobrze, obiecuję skarbie
-Dziękuję
-A teraz mi powiesz co Ci obiecałem?- zapytał nieco rozbawiony
-Że nie zabijesz Drake'a
Mięśnie bruneta znacząco się napięły
-Przepraszam, ale chyba będę musiał złamać obietnicę
-Nie możesz jej złamać! - krzyknęłam - jak zabijesz tego debila to trafisz do więzienia a wtedy stracę Cię na dobre, ja...ja... Nie mogę bez Ciebie żyć!!!- powiedziałam zrozpaczona - jesteś mi tak potrzebny do życia jak tlen, gdy nie będzie Ciebie nie będzie mnie, nie dam sobie rady, nie zniosę tego, proszę nie zostawiaj mnie!
Wtuliłam się w Justina i zaczęłam głośno płakać.
-Shh spokojnie aniołku, nigdy Cię nie zostawię, przyrzekam
*
Dwa dni później
-Kochanie muszę już iść - wyszeptał i pocałował mnie w policzek. Jednak ja byłam tak przejęta tym że nie będzie go przy mnie cały dzień a może i dłużej, że rzuciłam mu się na szyję i obdarzyłam go spragnionym miłości pocałunkiem w usta. W najgorszym wypadku to mógłby być ostatni pocałunek w moim życiu, więc po prostu musiałam to zrobić. Bizzle odwzajemnił ten gest i pogłaskał mnie po policzku
-Nie martw się słoneczko, dotrzymam obietnicy - powiedział i wziął walizkę w rękę - jak wszystko dobrze pójdzie to wrócę już jutro, a ty skarbie obiecaj mi że się zrelaksujesz i nie będziesz się tak bardzo przejmować. Spojrzał pytającym wzrokiem w moje oczy.
-Obiecuję - wyszeptałam tylko po to, żeby go nieco uspokoić, w głębi ducha i tak wiedziałam, że przez ten dzień będę jednym wielkim kłębkiem nerwów.
-Kocham Cię - wyznał Justin
-Ja Ciebie też - powiedziałam i posłałam mu wymuszony uśmiech.
Bizzle popatrzył na mnie jeszcze raz i wyszedł z domu.
Justin
Nie łatwo było mi zostawiać Kate samą, z tym wszystkim w L.A ale musiałem to zrobić, musiałem ją chronić przed tym zasranym światem. Taka była moja rola. Choć nie znamy się długo to ta dziewczyna jest moim oczkiem w głowie i zrobię wszystko, by była bezpieczna, nawet jeśli wiąże się to z dużymi konsekwencjami. Ledwo zdążyłem wsiąść do samolotu, a mój telefon oszalał. Dostałem chyba z 10 smsów! Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zacząłem czytać wiadomości.
"Uważaj na siebie Justin ;*"
"Nie rób nic głupiego"- tak brzmiała zdecydowana większość. Jednak jedna wiadomość była od tego dupka Drake'a.
"Lepiej pilnuj swojej suki, bo coś może się jej stać"
Zacisnąłem rękę na telefonie i zamknąłem oczy, w myślach liczyłem do 10, niestety nic mi to nie dało.
"Zabawne, pilnuj swojej dupy, bo jej również coś może się stać, dupku!"
Po wysłaniu smsa do Drake'a napisałem do Kate, musiałem ją ostrzec, bo nie wiedziałem co ten skurwiel wymyśli. Po za tym musiałem dowiedzieć się gdzie mieszka. Wiadomość od Kate przyszła dość szybko.
"Mieszka na Roosevelt Rd."
Schowałem telefon do kieszeni i odprężyłem się, przede mną kilka godzin lotu.
(...) Kiedy wysiadłem swe kroki skierowałem do miejsca odbioru bagażu. Myślałem że się nie doczekam tego momentu, ale w końcu walizka pojawiła się na taśmociągu. Zaraz po jej złapaniu poszedłem na parking, skąd taksówką udałem się do hotelu. Szybko się zameldowałem, odświeżyłem po podróży i wysłałem wiadomość do tego obesrańca.
"Za godzinę na końcu Roosevelt"
Znałem trochę Chicago, bo byłem tu z rodzicami kilka lat temu, jak wszystko było piękne i kolorowe. Wyszedłem z hotelowego pokoju i nie śpiesząc się zbytnio szedłem w kierunku umówionego miejsca.
Kiedy dotarłem na miejsce Drake już na mnie czekał, to zabawne bo to ja miałem czekać na niego.
-Jednak przyszedłeś. Myślałem, że stchórzysz po tym jak dokopałem ci w LA.
-To byłeś ty?!
-Nie kurwa Święty Antoni! No przecież mówię, głuchy jesteś?!
-Czego chcesz?- mówił ze stoickim spokojem.
-Twojej śmierci- szyderczo się uśmiechnąłem
-Oh daj spokój chłopie! Chcesz mnie zabić tylko dlatego, że zabawiłem się tą małą suką?- zaśmiał się- Stary, posłuchaj swojego kumpla i też się nią zabaw. Nie pożałujesz!
-Nie waż się tak nazywać Kate!- wymierzyłem silny cios w nos chłopaka- Nigdy nie będę takim skurwielem jak ty! Nigdy, rozumiesz!- uderzyłem go w szczękę.
-Kurwa debilu niedawno zdjęli mi gips z nosa!- powiedział ocierając rękawem spływającą krew.- Ale dobrze, skoro tak chcesz załatwić sprawę to nie ma problemu. Tylko nie płacz jak połamię ci te twoje dziewczęce rączki!- widziałem jak szykuje się na odwet.
Złapałem jego dłoń zmierzającą w kierunku mojej twarzy i całą rękę wykręciłem do tyłu. Tak bardzo zaangażowałem się w uniknięcie ciosu, że zapomniałem o drugiej ręce.
-Kurwa!- syknąłem pod wpływem bólu promieniującego od miejsca poniżej żeber.- Ty dupku!- kopnąłem chłopaka w kręgosłup, a ten natychmiast upadł na ziemię.
Teraz nie stanowił dla mnie większego problemu. Usiadłem na nim i zacząłem uderzać pięściami w jego głowę, był bezbronny, przynajmniej tak mi się wydawało. Poczułem silny ból kręgosłupa, ten dupek mnie uderzył kolanem! Teraz on miał nade mną kontrolę. Podniósł mnie z ziemi i wymierzył cios prosto w moje oko, które natychmiastowo zaczęło łzawić przez co miałem problem z widzeniem.
-No dalej, uderz mnie!- krzyczał śmiejąc się.
Chwycił mnie za ramiona i uderzył mną o stary metalowy kontener.
-Już po mnie- pomyślałem.
Nie mogę się poddać, nie teraz. Muszę walczyć dla Kate, po to tu jestem. Kate! Muszę ją chronić obiecałem. Mimo cholernego bólu stanąłem na nogi i z impetem uderzyłem Drake'a w brzuch, a potem bez opamiętania na zmianę kopałem go w żebra i zadawałem silne uderzenia w głowę. Miałem w dupie to, że mogłem go zabić, po to tu przyjechałem.
-Zostaw mnie- wychrypiał kaszląc krwią- Proszę...
-Przestanę dopiero wtedy gdy będę miał pewność, że nie oddychasz.
-Zostawię ciebie i Kate w spokoju tylko błagam, zostaw mnie i daj mi umrzeć!- oblizałem nerwowo wargę. Nie wiedziałem co zrobić.
-Pamiętaj, że jeśli się do niej zbliżysz nie będę już taki miły, tylko bez ostrzeżenia wbije ci nóż w serce. Rozumiemy się?!- kopnąłem go w i tak zmasakrowane żebra.
-T-t-tak, rozumiemy.
-Mądra chłopczyk-zmierzwiłem jego włosy i odszedłem.
Zmęczony wróciłem do hotelu i rzuciłem się na łóżko, co nie było dobrym pomysłem bo wszystko zaczęło boleć jeszcze bardziej.
Sięgnąłem po telefon i wybrałem numer Kate.
-Halo Justin?- odebrała po pierwszym sygnale.
-Cześć skarbie- uśmiechnąłem się sam do siebie- Jak się czujesz?
-Lepiej ty mi to powiedz! Jesteś cały? Nic ci nie jest? Kiedy wracasz? Co zrobiłeś z...
-Kate!- podniosłem głos- Uspokój się, nie powinnaś się denerwować. Wszystko jest okej. Ten dupek już Cię nie tknie, nigdy.
-Boże Justin czy ty go...?- słyszałem jak załamuje się jej głos.
-Nie, nie, nie. Tylko porozmawialiśmy... po męsku. Muszę kończyć. Do zobaczenia jutro kochanie.
Rozłączyłem się i poszedłem spać. Nie miałem na nic siły.
Rano z trudem zabrałem się z łóżka. Postanowiłem wziąć prysznic, by choć na chwilę poczuć się zrelaksowanym. Po porannej toalecie spakowałem swoje rzeczy, wymeldowałem się z hotelu i pojechałem na lotnisko.
Kiedy tylko wsiadłem do samolotu napisałem do Kate.
"Siedzę już w samolocie. Za niedługo się zobaczymy. Tęsknię ;*"
Włożyłem słuchawki do uszu i tak jak wczoraj, odprężyłem się.
(...) -Matko Boska Justin! Co ci się stało?!- krzyknęła Kate kiedy tylko przekroczyłem próg domu.
-Nic mi nie jest słonko. Może się przywitasz?- rozłożyłem ramiona by dziewczyna mogła mnie przytulić, ale ona zamiast tego złączyła nasze usta w gorącym i pełnym miłości pocałunku.- Kocham Cię Kate- mruknąłem w jej usta.
-Ja Ciebie też Justin- powiedziała nieśmiało się uśmiechając.
Po baaardzo miłym powitaniu chwyciłem walizkę i poszedłem na górę rozpakować się, a Kate została na dole. Musiałem się odświeżyć, więc poszedłem do łazienki. Zdjąłem brudne ubrania i wrzuciłem je do kosza na pranie. Właśnie miałem wchodzić do kabiny gdy do pomieszczenia wpadła Kate.
-O Jezu przepraszam!- zakryła oczy dłońmi- Nie wiedziałam, że tu jesteś.
-Weź przestań, bo wyglądasz jak burak- zaśmiałem się.
Dziewczyna odsłoniła oczy i patrzyła na mnie, jakby miała zamiar mnie zabić.
-Ciekawe jak mam wyglądać w takiej sytuacji!- burknęła- To dość niezręczne.
-Lepiej się przyzwyczajaj- szepnąłem jej do ucha i splotłem nasze palce.
-Mhmm- powiedziała i wyszła z łazienki.
W spokoju wziąłem prysznic i wróciłem do Kate, która wciąż miała rumieńce na policzkach.
Wyglądała uroczo!
*
8 miesięcy później
Kate
-Przyj! Przyj! - głośne krzyki dobiegały do moich uszu ze wszystkich stron.
Brzuch cholernie mnie bolał i byłam na skraju wyczerpania, jednak starałam się robić to co mi kazali jak najlepiej umiałam. Oddychałam nierównomiernie, a moje serce biło w zastraszającym tempie. Do tego w pomieszczeniu było bardzo duszno i wszyscy czuli się niekomfortowo. Justin stał obok łóżka i trzymał mnie za rękę z politowaniem patrząc na moją twarz, która w tamtym momencie wyrażała jedynie cierpienie. Miałam wrażenie że brunet zaraz zemdleje, jednak nie miałam czasu, żeby mu się dokładniej przyjrzeć, bo jedna z pielęgniarek zawołała:
-Widać już główkę! - W tej chwili napięłam wszystkie mięśnie jak najmocniej potrafiłam i dosłownie po kilku sekundach usłyszałam cichutki płacz, niczym śpiew małego aniołka. Jedna z położnych wzięła moją córeczkę na ręce i z szerokim uśmiechem na twarzy ostrożnie mi ją podała. Łzy pojawiły się w kącikach moich oczu. Anabeth była taka krucha, taka malutka, taka piękna. Od razu poczułam wielką więź między nami. Miałam wrażenie że ten mały szkrab wręcz promieniuje miłością, która rozlewa się na wszystkich obecnych na sali. Delikatnie przytuliłam córeczkę i spojrzałam na Justina, który z trudem powstrzymywał łzy. Chłopak przykucnął i dotknął małej rączki dziewczynki. Na jego twarzy pojawił się wielki promienny uśmiech.
-Cześć księżniczko - wyszeptał patrząc na Anabeth - jesteś najcudowniejszą małą kruszynką na całym świecie - usłyszałam jak ze wzruszenia łamie mu się głos - I już na zawsze, tak jak twoja mamusia pozostaniesz oczkiem w mojej głowie
Po tych słowach spojrzał na mnie z wielką miłością i obdarzył mnie pocałunkiem pełnym uwielbienia. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Mam kochającego chłopaka i wspaniałą córeczkę, niczego więcej do szczęścia mi nie potrzeba.
___________________________________________________________
Witam Was misiaczki ;*
Jak wrażenia po opowiadaniu? Wraz z Confident mam nadzieję, że przypadło Wam do gustu. Ocenić możecie na dole w komentarzach.
P.S. Za jakiekolwiek błędy przepraszamy, ale tekst jest strasznie długi i mimo, że sprawdzałyśmy go we dwie to coś mogło nam umknąć ;)
Tu możecie nas znaleźć:
Twitter Confident: klik
Mój twitter: klik
Nasz wspólny twitter: klik
See ya soon! ♥
Mally